Nie to, że brzydzę się
ekshibicjonizmem internetowym, ale nie należę do grona ludzi,
którzy lubią się fotografować, pozować do zdjęć i udawać
szczery uśmiech na 150 ujęciach tylko po to, żeby potem wybrać z
nich 5 i pokazać wszystkim fanom i hejterom na swojej stronie. Nie
krytykuję, nie obmawiam. Przyznam nawet, że wiele by mnie ominęło,
gdyby nie szerokie grono blogerek i blogerów, którzy mają więcej
odwagi niż ja i puszczają w świat obrazki ze swojego życia.
Postanowiłam zatem wykorzystać chęć
dzielenia się innych i za pomocą zdjęć wyciągniętych z czeluści
Internetu pokazać co mi się podoba, co mi się nie podoba, co bym
chciała mieć, czego bym nie chciała, itd.
Pisać zbyt wiele nie będę, bo nie ma
się co oszukiwać – obrazy obecnie przeganiają litery już w przedbiegach. Niech podniesie rękę ten, komu by się chciało
czytać o modzie. Moda do look, to zdjęcia, rysunki, a nie jakieś
wypociny o genezie jeansu czy życiorysie Alexandra Wanga. Zresztą
świetnie widać to w branżowych czasopismach. Znajdźcie gazetę o
modzie, w której więcej tekstu niż reklam, a pogratuluję jej
autorom skłonności samobójczych.
Tyle mam Wam na teraz do powiedzenia.
Niniejszym uważam mój blog za otwarty i uprzejmie donoszę, że
będę tutaj subiektywnie „pisać” obrazami o ubraniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz